Trapdoor z Malezji – Liphistius malayanus (Abraham, 1923)
Paul Carpenter
Maj 2011, BTS 26 (3)
Podczas ostatniej podróży do Malezji z Andrew Smithem i Stehpenem Copley’em, miałem szczęście natknąć się na malezyjskiego trapdoora (ang. Malaysian trapdoor spider) – Liphistius malayanus Abraham 1923. Schodziliśmy właśnie z południowej strony Penag i zatrzymaliśmy się w hotelu znajdującym się na wzgórzu. Po zameldowaniu zauważyliśmy, że na zewnątrz było jeszcze dostatecznie jasno na szybką wyprawę w celu rozpoznania terenu. Jedna ze złotych zasad wypraw w nieznane mówi, aby nigdy się nie rozdzielać. Należy pracować w parach lub większych grupach, nigdy samotnie. Dzięki szybkiemu wieczornemu rozpoznaniu terenu zauważyliśmy, że to miejsce było jedyne w swoim rodzaju. Szczyt wzgórza na którym znajdował się hotel był zaopatrzony jedynie w kilka kilometrów kwadratowych dobrych i bezpiecznych dróg, więc obsługa hotelu dała nam mapy. Dało to nam możliwość pracy oddzielnie, każdy mógł pójść w swoją stronę. Następnego ranka, po upewnieniu się, że każda z naszych krótkofalówek działa jak należy, rozdzieliliśmy się i każdy z nas wyruszył na poszukiwanie ptaszników. To, co miało mnie spotkać było prawdopodobnie najpiękniejszą rzeczą jaką mogła mi się przydarzyć na takiej wyprawie. Na wzgórzu roiło się od kryjówek Coremiocnemis sp., znalazłem ich chyba ponad 200. Stada małp spożywających posiłek w koronach drzew… Chmury mgły spowijające podnóża lasu… Był to prawdziwie magiczny widok, idealny dzień, aby spędzić go poszukując ptaszników.
Wyprawa skupiała się na Malezyjskich ptasznikach, jednak ja interesowałem się chrząszczami, modliszkami oraz straszykami, więc ciągle wypatrywałem w nadziei, że coś znajdę. Zboczyłem nieco z drogi w licząc na znalezienie nor ptaszników, jednak to, co zauważyłem było mieszkaniem trapdoora. Andy wspominał ,że pewien duży gatunek trapdoora może występować w Malezji, czyżbym właśnie go znalazł?
Nora wydawała się zbyt duża, aby była mieszkaniem pająka, jedyną więc słuszną rzeczą jaka mogłem zrobić by się przekonać było dotknięcie jednej z nici i sprawdzenie co wypełznie. Wziąłem patyk i trzymając kamerę w gotowości dotknąłem nim sieci. To że efekt sprawił, ze aż odskoczyłem jest zupełnie zrozumiałe. Rozmiar tego gatunku jest niesamowity! Atakował tak szybko… mało brakowało a bym go nie zauważył. Kryjówka była na głębokości kilku stóp kryjówki Coremiocnemis sp. Przypuszczam, że wszystkie wędrujące samce w okolicy były wciągnięte do środka. Nie ważne ile razy prowokowałem pająka do wyjścia, on zawsze wychodził. W końcu stał się tak agresywny, że odskoczyłem na bok, spadłem ze skarpy i wylądowałem w rynsztoku. Na szczęście tę sztukę udało mi się złapać, aby pokazać ją Andy’emu i Stephen’owi.
Wędrując wzdłuż wybrzeża znalazłem jeszcze kilka takich norek. Są świetnie zakamuflowane, jednak efekt psują wystające linie, co ułatwiło mi znalezienie kryjówek. Największą niespodzianką dla mnie był rozmiar tego gatunku, nawet biorąc pod uwagę, ze nie są tak wielkie w porównaniu do Coremiocnemis sp. to ich rozmiar i tak zaskakuje.
Możecie zobaczyć ich wielkość patrząc na ich kryjówkę w porównaniu do mojego palca. Spójrzcie jak wystawia 6 ze swoich 8 odnóży poza kryjówkę. Pozycja ta pozwala pająkowi zareagować błyskawicznie na jakikolwiek dotyk. Szybkość reakcji u tych stworzeń jest nadzwyczajna. Są schowane tuż pod powierzchnią w gotowości, aby zareagować na jakiekolwiek drgania. Zabrałem schwytaną sztukę do hotelu, cwaniak uciekł kiedy pokazywałem go Stephenowi. Wpełzł prosto pod łózko Andy’ego które musieliśmy rozebrać, aby wyciągnąć spod niego uciekiniera. Po powrocie Andy’ego wyszliśmy na hotelowy parking by zrobić zwierzęciu sesję zdjęciową.
Pokaz agresji tego pająka był imponujący. Świetnie zadbaliśmy o niego, a ja upewniłem się, że pamiętam położenie kryjówki, więc mogłem go odłożyć na miejsce. Wyruszyłem w towarzystwie Stephena, zrobiliśmy to szybko póki jeszcze było dostatecznie jasno. Po odłożeniu zwierzaka do domu poprosiłem Stephena, aby pomógł mi sfotografować pozostałe kryjówki. Kolejne 20 minut wyprawy utwierdziły mnie w przekonaniu ze było to najlepsze „nie ptasznikowe” doświadczenie tego wyjazdu (Nie wliczając sytuacji kiedy Andy zgubił swoją mapę, która wyleciała mu przez okno samochodu na autostradzie : ) ). Czekałem w gotowości z aparatem w ręku. Stephen uzbrojony w długi kijek dotykał okolic szczeliny – „gotów?” zapytał Stephen. Ledwo zdążył to powiedzieć, a pająk wystrzelił z kryjówki i szybko schował się z powrotem. „Po co to zrobiłeś?” – zapytałem „nic nie zrobiłem!” – odpowiedział. Okazało się, że wibracje głosu Stephena wywabiły pająka z ukrycia. Pająk był tak zdesperowany w chęci pozyskania zdobyczy, że wybiegł i zaczął pościg za patyczkiem Stephena. Widowisko było nie do opisania. Stephen wygrał, ale ledwo mu się udało !
Wszystkie znalezione przeze mnie kryjówki znajdowały się na stromych zboczach drogi. Były wykopane prosto w dół na około 30 cm, potem tunele skręcały w prawo lub w lewo. Niektóre były w niewielkiej odległości obok siebie. Niektóre osobniki wolały zamieszkać na omszonych terenach, inne jednak zrobione były na gołej ziemi.
Na poniższym zdjęciu widać jak trapdoor wykorzystał małe kamyki do ukrycia i ulepszenia wejścia. Na fotografii kryjówka bardzo rzuca się w oczy, ale tak naprawdę ciężko je dostrzec, są bardzo dobrze zakamuflowane. Po odkryciu pierwszej z nich w drodze powrotnej zdałem sobie sprawę jak wiele umknęło mojej uwadze.
Typowym posiłkiem dla trapdoora są pełzające owady, jednak nie byłbym zaskoczony widząc jak wcinają małe gady. To gatunek świetnie przystosowanego pająka, który egzystuje i doskonali się już bardzo długo. Wszystkie znalezione pająki były w świetnej kondycji, a nory były doskonale skonstruowane. Wszystkie zdawały się być najedzone, jednak nie zauważyłem żadnych potencjalnych zdobyczy ani w nocy ani za dnia.
Krajobraz wzgórz sprawiał, że było to doskonałe miejsce dla turystów stąd też „odławiacze” nie mieli dużego pola do popisu na tym terenie. Dostęp był ograniczony, nie mam również wątpliwości, że każdy kto kopałby w poszukiwaniu pająków zostałby szybko zauważony.
Podczas jednego spaceru po lesie można spotkać niezliczone okazy roślin oraz zwierząt ciągnących się przez całą trasę. Jedną z atrakcji był C. westi. Nigdy nie widziałem takiego ptasznika i przypuszczam, ze nie szybko się to stanie. Myślę, że dużą rolę w liczebności gatunku odgrywa to, że miłośnicy są świadomi problemu. To było jedyne miejsce, gdzie nie było śladów odłowu. Jeśli planujecie jakąś podróż, to Malezja jest z pewnością miejscem wartym odwiedzin. Świetne drogi, hotele, dobra kuchnia, i najważniejsze – niesamowite pająki!
Article has been written with permission from The British Tarantula Society.
All photos are copyrighted to The British Tarantula Society.
Tłumaczenie: Megumi
Tekst pochodzi z arachnea.org. Więcej informacji w stopce.
Liczba wyświetleń: 2